
Wydawać by się mogło, że bladoszara papka, przypominająca bardziej zaprawę murarską niż pyszną przekąskę, nie ma szans na międzynarodową karierę.
A jednak – hummus podbił świat, wpierw za sprawą osiadłych w Europie i Ameryce licznych społeczności arabskich i żydowskich, potem dzięki modzie na wegetarianizm i weganizm.
Uliczki Jerozolimy i Bejrutu osnuwa zapach gotowanej ciecierzycy. Tradycja jej przyrządzania jest stara jak świat – uprawiano ją w Mezopotamii, Egipcie, a także na terenach należących do Rzymian – słynny Cyceron to po prostu Marek Tuliusz Cieciorka… Arabowie promują sułtana Saladyna jako mecenasa hummusu. Wydaje się jednak, że wielki władca z XII wieku mógł być po prostu jego wielbicielem, a kulinarną hagiografię stworzyła późniejsza, polityczna potrzeba.
Walka na tony
Rekord Guinnessa w przygotowaniu największej na świecie, dziesięciotonowej porcji hummusu należy do Libańczyków. W maju 2010 roku wydarli palmę pierwszeństwa mieszkańcom miasteczka Abu Gosh słynącego z najlepszego hummusu w Izraelu. Tu bowiem kilka miesięcy wcześniej stanęła „miska” z czterema tonami popularnej pasty, a była to odpowiedź na wcześniejszy wyczyn Libijczyków, którzy w październiku 2009 rozpoczęli „wojnę hummusową” bijąc pierwszy w tej konkurencji rekord.
Libia usiłowała zastrzec hummus jako produkt „lokalny”– podobnie jak uczyniono z greckim serem feta. Pomysł wywołał oburzenie w Izraelu. – To tak, jakby uniemożliwić nam produkcję chleba czy wina – wołali oponenci. – Izrael zabrał nam domy i ziemię, teraz zabiera hummus – wykrzykuje w filmie o historii hummusowego konfliktu (Make hummus, not war) rozzłoszczony Palestyńczyk. Skąd tyle emocji wokół zwykłej pasty? Prócz kontekstu trwającego tu od lat konfliktu, eksport hummusu do USA i Europy to wielki biznes, który z powodzeniem prowadzą izraelskie firmy. Libańczycy walczą o prawo do swojej części hummusowego tortu. Póki co, hummus można kręcić bezkarnie wszędzie – również nad Wisłą.